czwartek, 15 grudnia 2016

VI Ofensywa Teatralna Poznań - zakończenie roku.

Jesteśmy po bardzo udanej próbie spektaklu "BŁAGAJĄCE" na podstawie tekstu Bastiena Fourniera. Spektakl został dobrze przyjęty przez publiczność Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu oraz VI Ofensywy. Dziękujemy za tak gorące przyjęcie na miejscu oraz za spotkanie z autorem sztuki, z którym mieliśmy okazję wymienić się swoimi opiniami na temat tekstu i spektaklu. Dziękujemy także organizatorom czyli Janowi Nowakowi i Karolowi Barckiemu.
Teraz do Nowego Roku mała przerwa z graniami i w styczniu znów ruszamy pełną parą.

W przygotowaniu mamy dla Was V Kingdom of ART oraz najnowszy nasz spektakl, którego premiera możliwe, że odbędzie się podczas właśnie KOA w Szczecinie.

Od stycznia 2017 roku będziecie mogli nas także znaleźć w naszym nowym miejscu przy Monte Cassino 1 w Szczecinie!

Do zobaczenia w Nowym Roku!

Bastien Fournier, Paulina Rudź i Maciej Ratajczyk podczas dyskusji na VI Ofensywie Teatralnej "Szwajcaria" w Teatrze Ósmego Dnia w Poznaniu.

2016

poniedziałek, 17 października 2016

WOLFRAM II

12 LISTOPADA 2016 roku w Goleniowie odbędą się
 "II GOLENIOWSKIE SPOTKANIA TEATRALNE WOLFRAM"

Festiwal ten z założenia jest imprezą organizowaną bez użycia jakichkolwiek środków finansowych. Tegoroczna edycja organizowana jest w kooperacji z Teatrem w Krzywym Zwierciadle, który tydzień wcześniej w Stepnicy organizuje "V Przypływ Teatralny" na którym nasz teatr pokaże swój najnowszy spektakl "Sonata Belzebuba". 


PROGRAM:

17:00 - Teatr Kingdom of Curvy Fork - "Sonata Belzebuba"
18:15 - Pomarańcze w Uchu na Skarpie bez Kartki
20:00 - Teatr w Krzywym Zwierciadle - "(Na)Cięcie"
21:30 - Koncert zespołu KARPET


Bilety w cenie 10zł - jedno wydarzenie lub 22zł - karnet na wszystkie wydarzenia dostępne przed wejściem na spektakle. 





2016

niedziela, 2 października 2016

OOT w Poznaniu

Drugi zjazd Ogólnopolskiej Offensywy Teatralnej za nami. 
Mam wrażenie, że powstaje coś bardzo ważnego, coś co przetrwa próbę czasu, i coś co będzie miało realne przełożenie na życie w postaci nowego ożywienia się środowiska teatru offowego w Polsce. 
Jest nas coraz więcej i chcemy aby to grono wciąż się powiększało. Zachęcam wszystkie osoby zajmujące się teatrem niezależnym, offowym, prywatnym czy alternatywnym do zainteresowania się tematem OOT. Dołączajcie do nas! Stwórzmy organizację, która będzie nas motywowała do dalszych działań. 
Jest jeszcze wiele spraw do poruszenia. Bardzo się cieszę, że możemy spotykać się w takim gronie gdzie wciąż pojawiają się nowe twarze. 
Kolejne spotkanie w Warszawie w połowie grudnia, w Instytucie Teatralnym.

Maciej Ratajczyk 





Podczas tego zjazdu został poruszony szereg tematów związanych z nurtem teatru offowego w Polsce. Na zjeździe było obecnych kilkadziesiąt przedstawicieli grup offowych z całego kraju, debatowano między innymi o utworzeniu Targów Teatralnych, o nieformalnej edukacji teatralnej, o dotacjach na działalność NGO, o międzynarodowych platformach wymiany kontaktów i doświadczeń (AITA, ITI, CEC), Jednym z ważniejszych tematów okazał się temat utworzenia portalu zajmującego się promocją teatru offowego, czego wynikiem jest strona www.teatr-off.pl, więcej o OOT znajdą Państwo właśnie pod tym adresem. 



2016


sobota, 1 października 2016

Przygotowania.

Szanowni Państwo!
W dniach 14-19 lutego 2017 roku w Szczecinie oraz w Goleniowie odbędzie się piąta edycja festiwalu teatralno - muzycznego Kingdom of ART.
Ten rok będzie wyjątkowy, gdyż będzie to piąta edycja, po pięcioleciu istnienia naszego teatru. Wraz ze Stowarzyszeniem Po prostu Sztuka oraz firmą Ogrody Kultury układamy już program imprezy.
Pomimo tego, że do imprezy mamy jeszcze cztery miesiące, to już uzyskaliśmy pierwsze wsparcie od strony sponsorów ale także naszych partnerów.
Dziękujemy bardzo serdecznie za Wasze zaufanie!

Więcej informacji na temat piątej edycji Kingdom of ART w połowie listopada.


2016

poniedziałek, 26 września 2016

Recenzja spektaklu "Sonata Belzebuba"

Jak Anioła głos…”
Teatr Kingdom of Curvy Fork obserwuje uważnie od początku stworzenia świata - ich świata, który w Wielkim Wybuchu (nazwanym „Kaszpirowski – Medytacja”) nagromadzonych oparów kosmicznego snu, żartobliwego promieniowania absurdu i onirycznej materii rozprzestrzenił się na scenach teatru offowego całego kraju. Prawa fizyki w Teatrze KoCF działają jednakże tak samo jak w rzeczywistości – przestrzeń, która została przez nich stworzona i zagospodarowana artystycznie cały czas się powiększa. Rozrasta się nie tracąc nic ze swojej wyjątkowości i jakości, a zyskując kolejne konstelacje tematów, które Maciej Ratajczyk obserwuje, bada, analizuje w swoich laboratoriach i przedstawia nam wyniki i wnioski. Wręcz przeciwnie – im bardziej rozległa staje się tematyka poruszana przez tą ekipę, tym więcej kolorów i odcieni zauważamy w ich formie teatralnej.
Sonata Belzebuba” opowiada o rzeczach ważnych – można to powiedzieć o każdym dziele, to prawda, nawet mów się tak o większości. Zacznę inaczej.
Sonata Belzebuba” opowiada o rzeczach aktualnie ważnych - dla mnie, dla aktorów, chciałbym i mam nadzieje, że także – dla młodych ludzi. Spotkanie z samym Diabłem, zabawa konwencjami, lekki humor, próbowanie nowych rzeczy, ciekawe rozwiązania techniczne, muzyka na żywo, dym i kadzidła – można by wymieniać dalej elementy tego spektaklu, które grają ze sobą bardzo dobrze, są świadome i nie rażą. Aktorzy nie próbują udowodnić jakimi są świetnymi młodymi artystami nurtu offowego – po prostu wykonują swoją robotę bardzo dobrze i nie muszą nic udowadniać – samo się broni!
Podobno brakuje ostatnio manifestów w teatrze, i cieszę się, że takie powstają, i wcale nie muszą być takie, że wychodzi ktoś by od razu przywalić z grubej rury nie zostawiając miejsca na zabawę formą, słowem czy chociażby dla czytelnej metafory. Cieszę się, że ekipa wybrała taki kierunek, bo nawet jeżeli to była tylko próba i jednorazowy eksperyment z tematyką, to takie doświadczenia – zmierzenie się ze swoimi (naszymi) aktualnymi „demonami” na scenie jest w jakiś sposób oczyszczające, tak jak próbka kosmicznego kamienia przed badaniem.

Czekam więc na kolejną rakietę zbudowaną przez Teatr Kingdom of Curvy Fork, do której zaproszą publiczność i zabiorą ją w inne - mniej lub bardziej bliskie Nam - rejony swojego wszechświata. Niecierpliwie czekam więc na pełnoprawną premierę tego działania, którego świadomie nie streszczałem w tym tekście, bo to jeden z tych spektakli, którego jako widz jest się częścią, a jako czytelnik – można tylko żałować, że się tam nie było. Dlatego zamiast sprawiać Wam – czytelnicy – przykrość, po prostu zapraszam na spektakle Macieja Ratajczyka i KoCF!

Karol Barcki 
15.09.2016



2016

wtorek, 20 września 2016

SONATA BELZEBUBA - Pokaz przedpremierowy

Podczas tegorocznego festiwalu Bramat 2016 w Goleniowie pokazaliśmy przedpremierowo najnowszy spektakl naszego teatru zatytułowany "Sonata Belzebuba". Spektakl jest kompilacją tekstów własnych poruszających temat współczesnego stanu ludzkiej duchowości oraz negatywnego wpływu polityki na życie człowieka. 
Spektakl został bardzo dobrze odebrany. Doczekaliśmy się nawet recenzji spektaklu, którą postaramy się opublikować w najbliższym czasie. 
Więcej informacji o spektaklu "Sonata Belzebuba" znajdą Państwo w zakładce Spektakle. 


Paweł Jaguś i Maciej Ratajczyk

Paweł Jaguś

Maciej Ratajczyk
 Maciej Ratajczyk jako człowiek oraz
Paweł Jaguś jako Belzebub 

2016 

sobota, 3 września 2016

Sonata Belzebuba

Czternastego września podczas kolejnych spotkań teatralnych Bramat w Goleniowie, pokażemy nasz najnowszy spektakl zatytułowany "SONATA BELZEBUBA".

Będzie to przedpremierowy pokaz spektaklu, którego oficjalna premiera odbędzie się w listopadzie tego roku wraz z kolejną premierą spektaklu "Genesis".



2016

wtorek, 12 lipca 2016

Wywiad

Poniżej przedstawiamy wywiad z Maciejem Ratajczykiem i Julią Lizurek, który został przeprowadzony przez Paulinę Kubas na wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie w maju 2016 roku. 



Paulina: Nie wiem, jak zacząć. Zastanawiające jest to (i trochę cieszące, a trochę nie), że na wiele artystycznych śladów moich znajomych jestem w stanie się natknąć dopiero gdy ich faktycznie poznam. Chodzi mi o to że osoby, które kręcą się wokół uniwersytetu może was znają i kojarzą, ale nie wiedzą co wy robicie. I to nie tyle, że nie są zainteresowani, tylko może podświadomie to odrzucają. Ale to, czyli co? Obstawiam, że wy bardziej wolicie zadawać pytania, niż odpowiadać.

Maciek: Zdecydowanie. Wracając do tego, dlaczego ludzie nie znają naszych działalności to wynika z wielu rzeczy, to jest zbyt ogólne, że sobie wytrącają ze świadomości. Faktycznie wiele ludzi po prostu nie jest poinformowanych o tym czym się zajmujemy. Pracuję na Pomorzu, moja działalność jest stricte związana z tamtym regionem. Jak przyjeżdżam tu, do Krakowa, to skupiam się na nauce. Szczerze mówiąc to, co robię na północy, to jest mój target. Ja jestem tam na co dzień. Nie czuję też potrzeby żeby ludziom komunikować o tym.

Julia: Jak jeszcze rok czy pół roku temu wiedziałam mniej więcej jak się mogę określić, tak teraz jestem na takim etapie, że też powoli muszę się definiować, co będę robić w przyszłości (Maciek to już wie - ja jeszcze nie), że sama nie wiem. Szczerze mówiąc, łapię się teraz różnych rzeczy i zajmuję się wszystkim po trochu. Moją pasją jest robienie teatru i to jest to, co bym chciała robić. Ale też dużo piszę o teatrze i to nie jest działalność odłączona od robienia teatru. To daje mi dużą świadomość krytyczną i twórczą więc… nie wiem.

Chcesz siebie zdefiniować, bo masz wewnętrznie taką potrzebę? Czy to, co i kto cię otacza, wymaga tego, żebyś się definiowała?

Julia: Mam takie poczucie, że teatralne środowisko w Krakowie jest bardzo hermetyczne. Żeby się przez nie przebić i jakoś w nim zaistnieć, trzeba sobie znaleźć furtkę. Nie chcę się określać tak bardzo sztywno, bo wtedy wiem, że będę jednym z wielu pasjonatów teatru bla bla bla. Ale wiem też, że muszę się na tym skupić, bo jeśli to nie będzie dla mnie najważniejsze, to do niczego nie dojdę.

Maciek: Czy Maciuś jest zdefiniowany? Maciuś przez wiele lat próbował się zdefiniować, aż w pewnym momencie zrozumiał, że jest mu to do niczego niepotrzebne. Ja wiem, co robię, czym się zajmuję, i to jest dla mnie najważniejsze. Natomiast jak ludzie sobie to definiują, to ich sprawa. U mnie w grupie mówią: o, lider. Ale na zewnątrz ludzie mówią ,,reżyser”. Ja nie jestem reżyserem, nie poczuwam się to tego, żeby być reżyserem, jestem gdzieś tam trochę kreatorem po prostu. Mam reżyserskie metody pracy, gdy pracujemy nad spektaklami są to kreacje zbiorowe. Ja po prostu spinam to w całość. Mowa o reżyserze to zbyt duże słowa. Lubię siebie określać animatorem kultury. Jest kilka takich słów, z którymi bardziej mi po drodze. Nie potrzebuję definicji. Ja robię teatr, studiuję teatr, pracuję z związku z wydarzeniami kulturalnymi, animuję przestrzenie, w których się znajduję i mam mnóstwo nowych pomysłów okołoteatralnych.

Julia: Dużo łatwiej jest się określić za pomocą wykluczenia – wiem, co na pewno ,,nie”. Byłam na przykład producentem na Boskiej Komedii. Ogarniam ludzi, ale taki rodzaj napięcia, radzenia sobie z jednostkami o wielkim ego nie jest dla mnie, na razie.

P: Myśląc o filarach albo wyróżnikach teatru nazwijmy to alternatywnego, tak jak Maciek zaczął mówić o Goleniowie, ty o Krakowie, to czy posiadanie miejsca, czyli czegoś, co byłoby mu wspólne z teatrem instytucjonalnym jest dla was podstawą? Czy ten czynnik musi istnieć?

Maciek: Jestem po długim procesie pracy z Teatrem Brama. Przez lata bez własnego miejsca, gdzie noce i dnie spędzaliśmy w samochodzie, a wieczorami trzeba było się rozpakować, zagrać spektakl i jechać dalej. Potem pojawiła się pierwsza opcja miejsca w Srebrnej Górze, gdzie pracowaliśmy przez rok. Potem wróciliśmy do Goleniowa, gdzie do tej pory Teatr Brama ma swoją siedzibę. Teraz w budowie jest nowe miejsce, z całym, przemyślanym zapleczem teatralnym. Ale w 2011 roku odłączyłem się od Bramy, przestałem być w grupie. Współpracuję z nią dalej, ale zacząłem robić swoje rzeczy i poczułem, że chciałbym mieć swoje miejsce – żeby trzymać scenografię, robić próby, spotykać się. Lecz od tego czasu miałem tyle myśli, i wiem, że na dzień dzisiejszy nie chciałbym mieć swojego miejsca, swojej przestrzeni. Dlaczego? To się wiąże z jakimś wyrzucaniem energii na rzeczy pozateatralne: na rachunki, utrzymanie, etaty. Na chwilę obecną jestem takim etapie życiowym, że zdefiniowałbym się przez nie-miejsce. Nawet nie chodzi o siedzibę, ale nawet nie chciałbym mieć sali, która należałaby do mnie. Mam szereg znajomych, u których działam, nie mam z tym problemu i o nic nie muszę się martwić.

Ten rodzaj tułaczki wymusza inną higienę pracy?

Maciek: Oczywiście. Nie mając swojego miejsca, trzeba się ograniczać do pewnych środków, do sposobu myślenia. Jest często tak, że – cytując za prof. Kornasiem – teatr rozkwita, kiedy jest mu ciężko. Jak mi jest ciężko, to mam wtedy okres twórczy. Jak jest mi lekko i mam czas na wszystko – to wdziera się we mnie marazm i nie wiadomo, co robić. Wiecie, to może się zmienić.

Starzejesz się…

Maciek: Człowiek ma wiele oblicz. Teraz mówię to, a za dwie godziny przemyślę, zadzwonię do Ciebie i powiem, że chcę siedzibę.

Może ta sytuacja chaosu prowokuje większą otwartość.

Julia: Pracowałam z ludźmi, którzy potrzebowali stałości. Ta stałość miejsca jest chyba najlepsza. Nie mogliśmy zacząć intensywnych prób, kiedy mieliśmy jeszcze niepewną sytuację z salą teatralną. Jak była ta sala i ustalony dzień na próby, to praca przebiegała dużo łatwiej. Jednak latem wydarzyła się taka rzecz: w lipcu był festiwal na Mazurach. Z Magdą Piwowarską z Bramy stwierdziłyśmy, że chcemy coś razem zrobić. zapytałam mojej siostry, czy chce zrobić światła na tym spektaklu, powiedziała, że tak. Moja mama na to: ja też chcę pojechać. Spakowałyśmy się i wiedząc, że (będąc na co dzień gdzieś indziej) mamy pół dnia, żeby złożyć spektakl, zrobiłyśmy to. Mobilność i zawieszenie okazały się bardzo twórcze.

Jak duża jest Wasza potrzeba posiadania ram?

Maciek: Potrzeba zasad zawsze jest. Natomiast ja lubię sytuacje graniczne, kiedy się te zasady wybija, kiedy pojawia się coś zaskakującego, gdy rama nagle się rozpada na części pierwsze. To jest chyba najbardziej twórcze. Często nie wiadomo co zrobić, ale kiedy przejdzie się przez tą granicę, przebrnie przez problem nagle okazuje się, że to ma sens, że wyjście poza linię jest ciekawsze niż bycie w tych ramach.

Julia: Byłam na takich fantastycznych warsztatach z Oliegiem Draczem. Prowadzi je metodą improwizacji ustrukturyzowanej. Robiliśmy różne improwizacje ruchowe na zasadzie skojarzeń wokół przedmiotu. Ludzie bardzo się bali, że wejdą w banał. Powiedział nam, że musimy zahaczyć o stereotyp, żeby się od niego odbić, żeby zacząć jakieś dziwne rzeczy. Ta rama jest właśnie takim stereotypem, że trzeba od czegoś odskoczyć… i wtedy… właśnie nie wiem, jak to jest. Rzeczywiście to jest na zasadzie jakiejś wydarzeniowości, o której też ostatnio rozmawialiśmy z Maćkiem. Spotykają się ludzie, coś robią, i nagle coś się wydarza. Nie wiem. To jest pytanie o to, jak ludzie są autentyczni, jak ludzie są szczerzy, ale to są bardzo ruchome kategorie (śmiech) i ja się nie podejmuję…

Maciek: Też myślę, że stereotyp jest fajnym punktem wyjścia.

P: Czujecie się porównywani do teatrów instytucjonalnych, przez część osób określanych jako teatry wyższej rangi?

Julia: Hmm… ja się czuję na takim marginesie… Wiedzą, że ja coś robię, ale za bardzo się nie przejmuję.

Maciek: Musisz napisać w tekście, że Maciuś zrobił wielkie oczy.
(śmiech)
Maciek: To bywa różnie. Niedawno w Tarnowie prowadziłem warsztaty z Dawitem Baroyanem i wiesz, tam ludzie mieli pierwszy raz styczność z pracą teatralną. Było widać w nich taką fascynację, że dotykają czegoś, czego nie znają, i chcą więcej. Mieliśmy takie poczucie, że… teatr wyższej rangi się tworzy, ale to jest złe określenie. Jestem wielkim zwolennikiem niemówienia, że któryś teatr jest lepszy czy gorszy, bo uważam, że i teatry instytucjonalne, i teatry niezależne, offowe, amatorskie, ruchy takie, siakie i owakie mają swoje momenty lepsze i gorsze. Tak jak powiedziałem, że nie potrzebuję definiowania siebie, tak samo nie mam potrzeby definiowania… nie no, style teatralne lubię sobie czasem jakoś tam nazwać, ale jeśli chodzi o formy działalności to nie jestem zwolennikiem określeń. A jeżeli chodzi o opinie innych, to różnie bywa. (śmiech)

A robicie teatr, bo…

(Cisza)

Maciek: No dobra, to ja zacznę.

Julia: Nie, bo to są takie historie trochę… w dzieciństwie…(śmiech)

Maciek: Wiesz co, jest różnica między „robiliście teatr, bo…” a „robicie teatr, bo…”. Robiłem teatr, bo zostałem w dość brutalny sposób zaabsorbowany przez pewną grupę osób działających na ulicy. Po prostu wciągnęli mnie do swojej grupy. Zacząłem robić teatr, bo poznałem właśnie nowych ludzi, którzy zajmowali się teatrem od lat i wciągnęli mnie do tego, żebym najpierw był aktywny warsztatowo. Później wciągnęli mnie do pierwszego, drugiego spektaklu i tak zostało. W pewnym momencie przychodzi taka refleksja, że po prostu chce się robić coś swojego. Najpierw to wynika z takiego poczucia, że ja też chcę pokazać coś swojego, chcę powiedzieć coś, co mnie nurtuje. Potem się zaczyna szereg nowych takich „robię teatr, bo…”. Dzisiaj robię teatr, bo…

bo mogę.

Maciek: Bo nikt mi dzisiaj nie zabroni. Bo czuję, że to jest taka przestrzeń i takie medium, dzięki któremu mogę wpływać na świat wokół siebie. Wiem, że to jest standardowe, sztampowe i takie sobie, ale tak czuję i wiem, że swoimi działaniami teatralnymi i artystycznymi naprawdę wpływam na to, jak to wokół mnie wygląda. Ma wpływ na to, jakich ludzi spotykam, z jakimi ludźmi pracuję, jak wygląda kultura w moim mieście, w miastach obok. Robię teatr, bo jest dla mnie pewnego rodzaju lustrem. Trochę staram się zmusić ludzi do tego, żeby przez pryzmat mojej sztuki zobaczyli siebie samych. Żeby zatrzymali się i zastanowili, dlaczego on „robi teatr, bo…”. Chodzi o uwrażliwianie ludzi i pokazywanie im, że istnieje świat poza tym, co mają w domu, w komputerach. O powrót do społeczności.

Julia: Dla mnie w sumie teatr zawsze był rodzajem terapii. Na początku to była moja terapia. Byłam nieśmiałym dzieckiem i gdy pani w trzeciej klasie podstawówki powiedziała: „Julia, zagrasz to”, to nagle zaczęłam chodzić na próby i choć byłam jeszcze dzieckiem, to okazało się, że potrafię coś fajnego zrobić, że mamy zespół i coś powstaje. Ten etap trwał bardzo długo i pierwszy spektakl, który zrobiłam tutaj w Krakowie, jeszcze w Teatrze Graciarnia, to już ruszyła machina, wielka, teatralna. Myślałam, że umiem już złożyć wielki spektakl i coś powiedzieć ludziom. Ale wtedy to też była moja terapia – odnajdywania się i utwierdzania w tym, że nie bez przyczyny rzuciłam inne studia i przyjechałam tutaj, żeby się zajmować teatrem. Teraz, powoli, kiedy już powstał mój teatr, to powstał on dzięki temu, że przyszli do mnie ludzie i powiedzieli, że mają taką potrzebę. I właśnie tak jak opowiadałam o tym wyjeździe na Mazury, to było pięknie, kiedy pojechała tam moja mama, która też kiedyś miała aspiracje aktorskie i mogła wrócić na tą scenę, i to było bardzo ważne dla niej, taka terapia – że wrócę i zrobię jeszcze coś innego, oderwę się od życia, zrobię coś dla siebie. Teraz widzę, jak ludzie przychodzą na próbę i są pochowani w sobie, bo ktoś im kiedyś powiedział, że są beznadziejni i nic nie potrafią zrobić. I nagle się okazuje, że są cudownymi, kreatywnymi, ciepłymi, niesamowitymi ludźmi. Nawet jak mają gorsze dni, to to artykułują i problemy zaczynają się rozwiązywać. Bardzo chciałabym iść w tę stronę. Dlatego robię teatr. (śmiech)

Wiara w siebie czy wiara w idee?

Julia: Ja nie mam idei, więc…

Ale wiarę w siebie…?

Julia: O właśnie, to jest teraz mój problem.
(śmiech)

Maciek: U mnie to jest tak, że jedno z drugim jest bardzo mocno połączone. Natomiast idzie to bardziej w stronę idei, bo wiem, na co mnie stać.

Maciek: Po szeregu działań, które zacząłem robić sam, po fali losowych przeciwności wobec mnie, okazało się, że można wszystko załatwić, można zrobić jeszcze więcej. Wiarę w siebie mam, ale też się zbyt często nad nią nie zastanawiam. Myślę o tej idei. Ona cały czas się rozwija. Dzisiaj to wygląda tak, a jutro jest jeszcze bogatsze. Każde spotkanie z nową osobą jest tak naprawdę rozbudowaniem tej idei albo zawężaniem jej.

Czujecie się na właściwym miejscu czy czegoś Wam brakuje?

Maciek: oczywiście, że nie wygląda tak, jak nam się marzy i jak chcemy, żeby to wyglądało i to też wynika z miliarda różnych rzeczy i gdzieś tam wiem, że ja i Julka po prostu dążymy do tych swoich marzeń i wizji.

Julia: Mnie jest rzeczywiście przykro, kiedy wykonuję jakąś pracę, i założę sobie cel, i mam wrażenie, że idę z kimś, i nagle ten ktoś się w połowie drogi rozmyśla i mówi: nie, wiesz co Julka, no sorry, cześć. Chciałabym, żeby więcej ludzi zostawało przy mnie, po prostu. Mogę sobie fajnie pogadać, ludzie się otwierają i tak dalej, ale kiedy przychodzi „życie”, to ktoś musi zacząć zarabiać, ktoś musi wyjechać, ktoś ma zawirowania osobiste i odchodzi. Chciałabym znaleźć remedium na to, ale chyba go nie ma.

Maciek: Myślę, że dążenie do „czegoś” cały czas nas napędza i to jest ważne. Wielu reżyserów tak miało. W momencie, kiedy ich działanie było już pełne, mówili sobie koniec. Byłem teraz na spotkaniu w KAN-ie. Śp. Zygmunt Luczyński miał coś takiego, że gdy jego spektakl był gotowy i pełny, stwierdzał, że spektakl umarł. Zawsze potrzebował, żeby coś tam było zmienne. Jest taka historia. Pracowali z zespołem na jakimś tekstem przez pół roku i dla niego to już było zamknięte. Poszedł do baru, przyprowadził dwie osoby i mówi: to są nowi członkowie teatru, róbcie jeszcze raz. Wszystko zburzył. Trzeba było od nowa budować: najpierw grupę, a potem działania artystyczne. Ja sobie też tak myślę, że cały czas dążenie…nieważne, czy dobre czy złe… Jesteśmy młodzi, jeszcze możemy sobie na to pozwolić.

Czego wam życzyć? Wiecznej nieograniczoności?

Julia: aaaa…. Nie, bo wieczna nieograniczoność nie jest twórcza!
(śmiech)

Maciek: Zapału…chęci…i ludzi wokół siebie, którzy będą nas wspierać. To jest najważniejsze.

Dobrze, ja zostaję mecenasem. Kto chce moje pieniądze?

(śmiech)

piątek, 3 czerwca 2016

WSPARCIE PATRONITE

Cześć!
Na stronie Patronite ruszył projekt wsparcia naszej działalności.
Jeśli chcecie nas wesprzeć możecie kliknąć poniższy link i zobaczyć jak to zrobić.

CURVY FORK NA PATRONITE

Za każdą pomoc dziękujemy :)

Maciej Ratajczyk

czwartek, 7 kwietnia 2016

Teatralni LUZERZY

Teatralni luzerzy - czyli cykl wywiadów prowadzonych na łamach portalu teatrakcje.pl. Na pierwszy strzał poszedł Maciej Ratajczyk. Zachęcamy do lektury. 






Rozmowa z animatorem, liderem Teatru Kingdom of Curvy

 Fork, 

byłym aktorem Teatru Brama, teatrologiem, uczestnikiem 

Akademii Teatru Alternatywnego MAĆKIEM „MAŁYM” 

RATAJCZYKIEM

Pierwszy raz Maćka Ratajczyka zobaczyłam na Festiwalu Teatrów Niezależnych w Ostrowie Wielkopolskim, moim rodzinnym mieście. Teatr Brama z Goleniowa, którego był wtedy członkiem, gościł na tym wydarzeniu dwa razy: w 2009 i 2010 roku. Nie miałam jeszcze wtedy zbyt wiele wspólnego z teatrem, ale zapamiętałam żywiołowość, muzyczność i niezwykłą zespołowość grupy. Uczestniczenie w ich spektaklach było dla mnie niezapomnianym doświadczeniem. Zamarzyłam o podróży do tego zachodniopomorskiego miasteczka.
W październiku 2012 przeniosłam się do Krakowa. Na zajęciach na pierwszym roku teatrologii usłyszałam chłopaka odpowiadającego o swojej „bramowej” przygodzie. Po drugim roku studiów odwiedziłam w końcu Goleniów – wzięłam udział w offowym projekcie teatralnym organizowanym przez teatr. Zakochałam się w miejscu i ludziach, ale wciąż nie mogłam zrozumieć fenomenu tego miejsca.
Kiedyś Maciek opowiedział mi o tym, w jaki sposób znalazł się w teatrze. Miał trzynaście lat i wraz z grupą zbuntowanych kolegów próbował przerwać uliczną akcję Bramy. W którymś momencie poczuł na ramieniu dłoń Daniela Jacewicza – założyciela i lidera grupy, który kazał mu przyjść na zajęcia (strasząc wizją gorszych metod perswazyjnych). Tak się wszystko dla niego zaczęło.
Spotkałam się więc znów z Maćkiem, żeby opowiedział mi o tym, co stało się dalej.
Julia Lizurek: Jak wpłynęła na ciebie praca w Bramie? Jak ukształtowała twoje myślenie o teatrze, jako osoby, artysty? Co cię tam zatrzymało, co sprawiło, że zacząłeś pracować tam na stałe?
Maciek „Mały” Ratajczyk: Po całej akcji na moście przyszedłem na warsztaty i znalazłem się w grupie warsztatowej. Wyjechaliśmy do Rewala na warsztaty, które prowadził Marek Kościółek i Daniel Jacewicz. Trwały dwa tygodnie i w ostatnią noc przed wyjazdem zadziała się rzecz, która zadecydowała o tym, że zostałem w tej grupie.
Jak przebiegały warsztaty?
Przez dwa tygodnie pracowaliśmy nad pokazem, który miał być tylko dla nas, a nie dla publiczności. Jednak po pierwszym tygodniu wiedzieliśmy, że praca zaszła tak daleko, że po przyjeździe z Rewala zrobimy zamknięty pokaz w Goleniowskim Domu Kultury dla naszych rodziców.
Po pierwszym tygodniu było też widać, kto zostaje, a kto się wyłamuje. To był na tyle intensywny trening, że niektórzy się pochorowali, wrócili do domu, po kogoś przyjechali przerażeni rodzice. Wielu ludzi myśli, że jak idzie na warsztat teatralny, to będzie pracował nad tekstem, interpretacją, dykcją, artykulacją, a to był intensywny trening fizyczny. Nie mieliśmy jeszcze świadomości, że taka metoda wywodzi się z Akademii Praktyk Teatralnych w Gardzienicach (skąd Marek właśnie wrócił).
Jak dokładnie wyglądała praca? Czy ktoś odmawiał wykonywania ćwiczeń i poleceń?
W pracy z Markiem taka odmowa nie wchodziła w grę. On stosuje krzyki, wrzaski i jakieś pseudomotywacje, żeby jednak to zrobić.
Ale tej ostatniej nocy doszło do pewnego rodzaju, jak to później nazwał Daniel, „oczyszczenia”. Robiliśmy ten pokaz przed sobą nawzajem. Został on poprzedzony nocnym biegiem. Godzina druga, trzecia w nocy, mróz, minus siedemnaście, plaża. Każdy chciał dobiec jak najszybciej, żeby nie zamarznąć. Biegliśmy, biegliśmy, coraz dalej i dalej od miejsca pokazu. Na sali jednak zadziało się coś, czego nikt się spodziewał. Chyba nawet Daniel i Marek tego nie przewidzieli. Coś zaistniało. Nie potrzebowaliśmy żadnego wyjaśnienia, podpowiadania, nawet tych tekstów, nad którymi pracowaliśmy. Każdy używał własnych słów i robił to, co do niego należy, ale czuliśmy, że robimy to w grupie, że to jest nasze. To był moment przełomowy. To zaistnienie, zadzianie się zdecydowało o tym, że na pewno zostanę. Jakbym miał określić w strukturach teatralnych co to było… ciężko powiedzieć. Bo później w Goleniowie to już był pokaz pracy warsztatowej. To, co wydarzyło się w Rewalu było nie do powtórzenia. I później już też niczego takiego nie przeżyłem. Zostałem w tej grupie, żeby to powtórzyć.
Czy ktoś miał podobne doznania do twoich?
Tak. Stworzyła się komuna w tym uczuciu i to zadecydowało, że większość z tych osób została. To było na tyle mocne emocjonalne przeżycie w młodym wieku…
Ile miałeś lat?
To był styczeń przed moimi czternastymi urodzinami.
Zostałeś do matury w Bramie?
Tak. Przed maturą rozmawiałem z Danielem, że będę się wyprowadzał na studia, że będę znikać z teatru, że już raczej nie będę się tym w życiu zajmował. Bo chciałem studiować meteorologię i na te studia się dostałem w Gdańsku. Złożyłem już wtedy tam papiery.
Dlaczego meteorologię?
Tak mi się zamarzyło. Moim „planem B” była geologia. I na geologię złożyłem papiery w Krakowie. Faktycznie przez rok ją studiowałem. Byłem święcie przekonany, że już do teatru nie wrócę.
Ale któregoś dnia zadzwonił do mnie Daniel. Zaistniała potrzeba, żebyśmy jeszcze raz zagrali spektakl My. Powiedziałem: „Stary, nie ma szans, żebym przyjechał na próbę. Mam tyle nauki, matematyka, fizyka, chemia, biologia, mineralogia…” A on mówi: „Dobra. To my zrobimy próbę tutaj, a ty na Skype’ie.” (Śmiech.) I dopowiadałem swoje kwestie z Krakowa. Oczywiście doszło do tego przedstawienia. Wtedy zdecydowałem, że chcę wrócić do teatru, ale jeszcze nie wiedziałem w jaki sposób.
Jak się narodził twój teatr?
W mojej głowie narodził się dawno temu. Ta myśl chodziła za mną całe lata. Kiedy byłem pierwszy raz na Letniej Akademii Teatralnej w Stepnicy, u Michała Krzywaźni, skumałem się z Dominikiem Murachem. Powiedziałem mu w żartach: „Stary, kiedyś założymy własny teatr. Nazwiemy go tak od czapy Królestwo Krzywego Widelca.” On na to: „Spoko.”
Przez cztery lata nic takiego nie powstało. Przed festiwalem Bramat we wrześniu 2011 roku Daniel zaproponował mi, żebym coś zrobił. Performans, spektakl, koncert – zależało to całkowicie ode mnie. Zadzwoniłem do Dominika, powiedziałem mu, że Daniel dał mi wolną przestrzeń w programie na Bramacie. „Czy chcesz ze mną coś zrobić?” zapytałem. A on powiedział: „Dobra, spoko.” Ustaliliśmy, że grupę nazwiemy Kingdom of Curvy Fork.
Zacząłem zbierać różne teksty z Internetu, sam coś napisałem, Dominik też. W którymś momencie ustaliliśmy, że zamykamy strukturę spektaklu. Ale nie mieliśmy oświetlenia, dźwięku. Postanowiliśmy ściągnąć Piotrka Nykowskiego, żeby nam to światło zrobił. Zadzwoniłem do niego, zapytał: „jaki spektakl?”. „Zrobiliśmy z Dominikiem Murachem.” „Dobra, zrobię wam światło, pod warunkiem, że będę siedział na scenie przez cały spektakl.” „No, dobra. Jedziemy.” (Śmiech) I tak zrodził się pomysł, żeby Piotrek był jednocześnie włączony w spektakl, odpowiadając też za oprawę techniczną. On naprawdę steruje tym wszystkim ze sceny. (Śmiech)
Potrzebowaliśmy jeszcze muzyki, więc zadzwoniliśmy do Parola [Daniel „Parol” Żmudziński], żeby może na gitarze zagrał. Powiedział: „kurwa, zajebiście.” Nie mieliśmy co prawda wzmacniacza, ale gitara była.
Mieliśmy pierwszą i ostatnią próbę. W pewnym momencie wyciągnęliśmy Piotrka zza świateł, Parola zza tej gitary, Dominika zza stołu. Zadziało się. Struktura nagle zmieniła się w spektakl. Zanotowałem wszystko, co się wydarzyło. Oznajmiłem: „Dobra, widzimy się za miesiąc i gramy spektakl.”
To było przedstawienie zrobione na raz. Umówiliśmy się, że nigdy więcej go nie zagramy. Do tej pory zrobiliśmy to trzydzieści siedem razy. (Śmiech) I tak się zrodziła grupa oraz nowe projekty, także przy współpracy z innymi teatrami. Rok później powstała Zachodniopomorska Offensywa Teatralna i weszliśmy w jej struktury.
Jak się rodził temat Kaszpirowskiego, o którym mówisz? Od początku wiedziałeś, o czym będzie ten spektakl? Czy wyniknęło to z waszej współpracy?
Nie. Sens został taki sam. Zmieniła się tylko forma, bo ta, którą wymyśliłem wcześniej, była zajebiście nudna. Ja byłem z przodu, Dominik z tyłu i na tym się to kończyło.
Pytam o to dlatego, że kiedy ostatnio zapytałam o tematy spektakli, nawiązała się dyskusja o tworzeniu grup. Okazało się, że ważniejsze jest to, że spotykają się kumple, którzy mają szalony pomysł stworzenia teatru, niż to, co mają do powiedzenia przeciwko władzy, systemowi, układom itd.
Tak powstała grupa, natomiast sposób, w jaki pracujemy nad spektaklami, to jest zupełnie inna bajka.

Zmierzając na spotkanie z Maćkiem, przechodząc przez krakowskie planty, minęłam po raz kolejny starszą panią, która wpatrzona w kartkę z nutami wygrywała na flecie melodię. Zagadnęłam o nią mojego rozmówcę. Zasugerowałam, że prawdopodobnie jest ona ostatnią ostoją offu: nie dba o uznanie, publiczność, wielkie idee, a wzbudza zainteresowanie przechodniów swoim osobistym zaangażowaniem. A Maciek dodał, że przecież ona modli się pod maryjną figurą.
Przytaczam ten krótki epizod, żeby spróbować wytłumaczyć rozumienie przez Maćka działania w sferze teatru offowego. A w dużej mierze wynika ono z tego, w jaki sposób doświadcza on świata i ludzi w ogóle.

NAUKA

To po pierwsze. Żeby robić teatr, niezależnie jaki, trzeba znać jego przeszłość i tradycję, wiedzieć co ufundowało artystyczne formy i tematy. Jako jednego ze swoich mistrzów Maciek wymienia profesora Włodzimierza Szturca, historyka teatru i dramatu (przede wszystkim romantycznego), wykładowcę teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wydaje mi się, że refleksja nad poezją byłaby tym, co ich połączyło: pewna niedookreśloność, ulotność, tajemniczość, ale również precyzja tworzenia i analizowania tego, co się w niej oraz dzięki niej wydarza.
Trzeba dodać, że postawa naukowa niewiele ma wspólnego z suchym przekazywaniem wiedzy, a bardziej ze wzbudzaniem teoretycznej refleksji po praktycznych ćwiczeniach. W ten sposób Maciek prowadzi warsztaty, mając nadzieję na zarażenie kogoś nie tyle pasją do teatru, co skłonnością do krytycznego spojrzenia na rzeczywistość.

SAMODYSCYPLINA

Mówił o niej Eugenio Barba, założyciel Odin Teatret, na Akademii Teatru Alternatywnego, której Maciek jest uczestnikiem. Kiedy zaczynamy dbać o siebie, wyznaczamy sobie zadania i cele, które realizujemy, wtedy wszyscy nasi towarzysze i współpracownicy zaczynają robić to samo. Tak tworzy się wspólnota.
Samodyscyplina powinna być podstawą budowania tożsamości lidera grupy, wychowawcy i animatora kultury, którym Maciek się sam nazywa. Ona prowadzi też do uzyskania wiary w siebie i sens swoich działań. I choć taka filozofia sukcesu, którą on uprawia, może wydawać się czasami nieco nachalna, nie można mu zarzucić, że rzuca pustymi hasłami. Z nim ludzie chcą pracować: ze skromności tego nie powie, przez grzeczność nie zaprzeczy.

ENTUZJAZM

Nie wiem do końca jak nazwać pasję do teatru. Entuzjazm byłby jedną z form jej okazywania. Nie można się go nauczyć, ale można się nim zarazić. Off działa jak nieuleczalna choroba i gdyby nie, wspomniani już, Daniel Jacewicz i Marek Kościółek (kolejni mistrzowie), prawdopodobnie Maciek skończyłby jako geolog, a ja być może nigdy nie pojechałabym do Goleniowa. Podążanie offową ścieżką nie jest oczywistym wyborem życiowo-artystycznym. Być może stąd wyniknęły próby jego dostania się na krakowską PWST na wydział reżyserii. Ale, jak podkreśla Maciek, nie były one podyktowane chęcią zdobycia tam konkretnych umiejętności, a bardziej znajomości. Czyżby uczelnia wykradała zapał? Jak widać ani mnie, ani jemu o tym rozstrzygać.
Więcej o tym ogniu pisałam z okazji organizowanego przez Maćka festiwalu Kingdom of Art[1].

SAMOŚWIADOMOŚĆ

MMR: Jestem obecny teraz, wiem czego potrzebuje i jakie mam cele. Potrafię odróżnić cele od marzeń i wiem jakimi ścieżkami podążać, by osiągnąć cele i aby dojść do marzeń. Wiem jak wygląda moje ciało w przestrzeni, jak ono funkcjonuje i na co je stać. Co mogę zrobić dzisiaj, a na co muszę poczekać do jutra, bo dziś jeszcze nie mam tyle sił.
Z samoświadomości wynika potrzeba patrzenia w przyszłość, z jednoczesną świadomością tego, skąd się wyrosło. Problem z obecną offowością polega na tym, że zakorzeniona jest w przeszłości i to dawni mistrzowie ją napędzają i tworzą jej legendę. Ale też, na Akademii Teatru Alternatywnego, uczą jak korzystać z państwowych pieniędzy, organizować kulturalne wydarzenia i pobudzać do samorozwojowej aktywności.
Ta świadomość to nie tylko cecha pedagoga-animatora, ale niezależnego artysty, który uważnie obserwuje i przepuszcza przez siebie świat. I chce się dzielić swoimi wizjami. Może to jeszcze młodzieńcze ideały, a może artystowskie przekonania. Ale mi jakoś tej bezpretensjonalności i bezczelności ideowej tak bardzo ostatnio brakuje. Jeśli wam też: wiecie już kogo szukać.
Julia Lizurek

[1] http://www.teatrakcje.pl/julia-lizurek-w-poszukiwaniu-alternatywnego-wejscia/



TREŚĆ WYWIADU


2016

wtorek, 22 marca 2016

Relacja z festiwalu.

Przedstawiamy Państwu krótki film zrealizowany dzięki [OK]Records dla naszego teatru. 
Zapraszamy do zapoznania się z tym materiałem. Być może zachęci to Was by w przyszłym roku odwiedzić nas na kolejnej już piątej edycji. 



2016

wtorek, 2 lutego 2016

KINGDOM OF ART

Szanowni Państwo!
Chcielibyśmy podziękować wszystkim osobom i firmom, które wsparły nas w tym roku. To dzięki Wam może odbyć się to święto kultury i sztuki. Dziękujemy za wasze dobre serca i do zobaczenia na festiwalu.


niedziela, 17 stycznia 2016

IV KINGDOM OF ART FESTIVAL PROGRAM

Szanowni Państwo! 
Dziś już możemy przedstawić Wam program wydarzenia jakie organizujemy wraz z firmą Ogrody Kultury i we wsparciu Stowarzyszenia Po prostu Sztuka. 




Teatr Kingdom of Curvy Fork
PROGRAM




04.02.2016 – Czwartek

18:00 – Rozpoczęcie festiwalu (GDK) *
18:10 – Wykład inauguracyjny – Lena Witkowska (Foyer GDK) *
19:00 – Pomarańcze w Uchu na Skarpie bez Kartki - "Smolarek" (GDK)
20:15 – Wernisaż prac Dominika Muracha oraz fotografii Piotra Nykowskiego, muzyka: Piotr Śnieguła (Foyer GDK) *
21:00 – Występ Leny Witkowskiej i Mateusza "Meteora" Zadali (GDK) *


05.02.2016 – Piątek
9:00 – 13:00 – Warsztaty z Davitem Baroyanem. **

17:00 – Teatr Kingdom of Curvy Fork – Oskarżenie czyli pożegnanie Goleniowskiej Gali Oskara (Foyer GDK) *
17:30 – Projekcja filmu „Father0”, reż. Konrad Pachciarek (GDK) *
19:00 – Iwona Konecka – „ATRAPA I UTOPIA” (GDK)

20:30 – KONCERT – (TB)
Zespół KARPET
Zespół STONEROSES


06.02.2016 – Sobota
9:00 – 13:00 – Warsztaty z Davitem Baroyanem i Maciejem Ratajczykiem (GDK) **

16:00 – Stowarzyszenie „Jestem” - „WOLNO(Ś)CI” (GDK)
17:30 – Teatr w Krzywym Zwierciadle - „Sfery nieczyste” (GDK)
19:30 – Teatr 6 i pół – PREMIERA "Dom pomyłek cz. 1" (GDK)

21:00 – KONCERT – (TB)
Zespół KOSMICZNA STODOŁA
Zespół THE JAMMOS
Zespół ELEKTRYCZNY WĘGORZ


07.02.2016 – Niedziela

18:00 – Teatr Tańca Ego Vu - „Buka” (GDK)
19:10 – Teatr Brama – „Fakeryzm” (TB)
20:30 - Otwarte spotkanie dyskusyjne (TB) *
21:30 – Zakończenie festiwalu (TB) *


Bilety w cenach:
7zł – spektakl
15zł – koncerty
30zł - karnet
do nabycia przed każdym wydarzeniem w GDK lub w TB.

TB – Sala Teatru Brama, ul. Zielona Droga 9
GDK – Goleniowski Dom Kultury, ul. Słowackiego 1

* - Wydarzenia bezpłatne.
** - Wydarzenie bezpłatne, obowiązują wcześniejsze zapisy pod adresem thekingdomofcurvyfork@gmail.com – informacje o warsztatach przesyłane w wiadomości zwrotnej.

*** Program może ulec niewielkim zmianom.


ZAPRASZAMY
Teatr Kingdom of Curvy Fork
2016